Reklama

Wioska przesiedlonych

19/01/2017 22:21

Kilkadziesiąt osób pozbawiono podstępem mieszkań we Wrocławiu i przesiedlono do maleńkiej wsi Potok położonej tuż przy granicy polsko-niemieckiej. Z normalnych mieszkań w dobrych lokalizacjach, lokatorzy trafili do zniszczonego bloku bez ogrzewania i ciepłej wody.

Dziennikarz Uwagi Maciej Dopierała ustalił, że za całą operacją stoi Krzysztofa P. Jego ofiarami są ludzie bardzo podatni na manipulację, często w podeszłym wieku z zaburzeniami psychicznymi. Są wśród nich także alkoholicy. Łączy ich brak pieniędzy, zaległości za czynsz i inne długi. Krzysztof P. umiał to doskonale wykorzystać. 


Najczęściej pojawiał się znienacka. Żaden rozmówca dziennikarza Uwagi go nie znał, ale sam Krzysztof P. doskonale wiedział kogo odwiedza. Opowieści poszkodowanych są bardzo podobne do siebie. – Pewnego popołudnia zapukał Krzysiu do naszych drzwi i powiedział, że nam pomoże – mówi jedna z przesiedlonych osób.


Tajemniczy mężczyzna już na pierwszym spotkaniu nie krył, że zna zadłużenie odwiedzanej osoby, orientuje się w jej sytuacji rodzinnej. Proponował zamianę mieszkania, a w zamian obiecywał wszystkim spore pieniądze jako rozwiązanie problemu długów. Zadłużeni lokatorzy przyznają, że słuchali jak urzeczeni jego barwnych wizji. Teraz wszyscy bardzo żałują, że w nie uwierzyli.


Krzysztof P. piętnaście lat temu kupił na podstawione osoby kilkanaście mieszkań w starym, powojskowym bloku w miejscowości Potok w województwie lubuskim. Agencja wojskowa sprzedawała nieruchomości, bo koszt ich remontu znacznie przewyższał jej wartość. 

W księgach wieczystych dziennikarz Uwagi znalazł zapis, że mieszkania były sprzedawane za 2000-2500 złotych. Taka była cena nie metra kwadratowego mieszkania a całego mieszkania.

Po tych transakcjach mężczyzna miał gdzie przesiedlać swoje ofiary. Wystarczyło je znaleźć i namówić do przeprowadzki.


Krzysztof P. obiecywał, że za mieszkanie we Wrocławiu, chętni na zamianę dostaną niewiele mniej warte mieszkanie w innej miejscowości. Różnicę w cenie lokali miał zwrócić w gotówce. Niestety, ci którzy się zgodzili trafiali do niewiele wartych mieszkań w wiosce pośród pól i lasów. Nigdy nie dostali żadnych pieniędzy w ramach wyrównania różnicy w cenie lokali. 


Henryk Pająk miał dwupokojowe mieszkanie we Wrocławiu. Miał poważne kłopoty finansowe. I wtedy pojawiła się propozycja pomocy. Dziś wspomina to tak: „Wpadłem w zadłużenie… Nie wyrabiałem z pieniędzmi i zadłużyłem się. Propozycję taką dostałem, żeby wyprowadzić się -od Krzyśka P. Zaoferował mi ileś tysięcy, że wyjdę na czysto. On wszystko załatwiał i bez przerwy mówił, żeby mu zaufać. I załatwił. Załatwił nas na cacy!”.


Manipulując ludźmi Krzysztof P. posługiwał się różnymi kłamstwami. Niektórym wmawiał, że jeśli przeprowadzą się do wskazanej przez niego wioski, to zaczną dostawać zasiłki takie jak w Niemczech, bo wioska znajduje się tuż przy granicy z Niemcami. Ludzie , którym często brakowało na chleb chętnie uwierzyli w tak cudowną odmianę życia. 


Tak przygotowani i zmanipulowani chętni , nierzadko pod wpływem alkoholu, zawożeni byli do kancelarii notarialnej, gdzie podpisywano umowy.


Co ciekawe, w większości aktów notarialnych, do których dotarła Uwaga, pojawia się nazwisko tego samego rejenta. Krzysztof P. był jego stałym klientem. Kiedy dziennikarz Uwagi odwiedził notariusza z kamerą, ten odmówił odpowiedzi na pytania zasłaniając się tajemnicą notarialną. A jest o co pytać, bo trudno uwierzyć, że notariusz nigdy nie zauważył nic podejrzanego w zachowaniu osób, które podpisywały u niego umowy.


To bardzo tajemnicza postać. Nikt nie wie gdzie mieszka. Według naszych informatorów, potrafi w ciągu roku kilkanaście razy zmienić adres, żeby mylić tropy. W Internecie nie ma ani jednej wzmianki na jego temat, nigdzie nie można znaleźć jego zdjęcia. Na prośbę Uwagi , do wioski Potok przyjechała rysowniczka portretów pamięciowych, aby pomóc nam w poszukiwaniach tego mężczyzny.


Pan Waldemar, który stracił warte ponad 400 tysięcy złotych mieszkanie w centrum Wrocławia mówi, że Krzysztof P. potrafi każdego zauroczyć. W zamian za mieszkanie obiecał kawalerkę na peryferiach Wrocławia i kilkaset tysięcy w gotówce. 


Do transakcji doszło pięć lat temu. Mężczyzna do tej pory nie dostał ani obiecanych pieniędzy, ani kawalerki.


Śledztwo w tej sprawie od kilku miesięcy prowadzi Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Już teraz śledczym udało się dotrzeć do ponad dwudziestu poszkodowanych osób, które często straciły dorobek całego życia.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo 24wroclaw.pl




Reklama
Wróć do