
Nasza kultura wymaga od kobiet, aby miały połamane ręce i nogi, żeby były ochrypnięte od krzyku, a wtedy możemy ewentualnie mówić, że ktoś został zgwałcony - powiedziała Irena Dawid-Olczyk, prezes Fundacji La Strada. Tak skomentowała ustalenia dziennikarzy "Superwizjera", którzy ujawnili nadużycia w "Babińcu", czyli kobiecym oddziale więzienia we Wrocławiu.
Irena Dawid-Olczyk przyznała, że nie spotkała się wcześniej z takim zjawiskiem. - Więzienie, miejsce osadzenia, musi być miejscem bezpiecznym, bo tam za bezpieczeństwo osoby odpowiada państwo w każdym aspekcie - zauważyła. - Każde przestępstwo seksualne ofiara może ukrywać, tak, żeby nie dowiedzieli się najbliżsi. Bo partner, czy mąż, nie będzie myślał, czy padła ofiarą przestępstwa, ale że miała seks z innym mężczyzną. A to może powodować bardzo negatywne konsekwencje dla związku - tłumaczyła Dawid-Olczyk.
Pokreśliła, że każda tego typu ofiara czuje się "stygmatyzowana i wstydzi się się, że jej się to przydarzyło”.
Dziennikarze śledczy "Superwizjera" dotarli do więźniarek z wrocławskiego "Babińca”. Z relacji osadzonych wynika, że w zakładzie karnym kobiety były wykorzystywane m.in. jako prostytutki dla innych więźniów, którzy mieli dobre układy ze strażnikami i pieniądze.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie