
IV LIGA DOLNOŚLĄSKA Na pewno sporych rozmiarów niespodzianką była zeszłotygodniowa porażka Kobierzyc 3:0 w Mirsku, ale przegrana STK GKS z Bogatynią chyba już nie jest tak wielkim zaskoczeniem. Obie ekipy przed startem ostatniej kolejki jesieni (a właściwie drugiej kolejki wiosny) sąsiadowały ze sobą w tabeli, ale większe szanse na zwycięstwo i tak zapewne przypisywano ekipie trenera Krzykowskiego, występującej w dodatku przed własną publicznością. Dwa razy reprezentacja Kobierzyc obejmowała prowadzenie, najpierw za sprawą trafienia Macieja Jurkowskiego, a na początku drugiej części gry do siatki gości trafił Kamil Kaczmarek. Radość z korzystnego rezultatu jednak nie trwała w obu przypadkach zbyt długo, bo już dwie minuty po pierwszym golu wyrównał Michał Szydło, a na 2:2, również chwilę po golu Kaczmarka, trafił Dawid Więckiewicz. Wynik został ustalony w okolicach 90. minuty w bardzo widowiskowy sposób – z około 35 metrów na strzał zdecydował się Ievgen Savchuk, czym zaskoczył bramkarza gospodarzy, przekręcając licznik na 2:3 dla Bogatyni. Czwarty kolejny przegrany mecz Kobierzyc w lidze, czwarty kolejny mecz Kobierzyc z Granicą bez zwycięstwa, ale w kwestii walki o awanse i spadki żadnej z obu drużyn wynik ten większej różnicy nie robi.
Zapewne kibice i piłkarze z Wielkiej Lipy po cichu trzymali kciuki za Żarów, który 28 listopada walczył w Kowarach, ale żeby ich życzenie się spełniło, musiałoby dojść do sporych rozmiarów niespodzianki. Nic takiego się nie stało, a nawet przeciwnie – po bramkach Smoczyka, Krupy i Gałacha już w około 25. minucie Olimpia prowadziła 3:0 i było jasne, że gospodarzom raczej nic złego w tym pojedynku się nie stanie. Przed przerwą na listę strzelców wpisał się jeszcze Omeljanenko i jak się później okazało, trafieniem tym ustalił rezultat na 4:0. Kowary są na pierwszym miejscu, nad Sokołem mają pięć oczek przewagi, ale ekipa trenera Drączkowskiego ma dwa zaległe mecze do rozgrania, które odbędą się prawdopodobnie przed startem rundy wiosennej.
4:0 wygrali też gracze Nowej Rudy, mierzący się w sobotnie popołudnie z Bolesławcem, ale w tym też nie ma niczego zaskakującego. Na listę strzelców dwa razy wpisał się Jakub Skowronek, po razie Dawid Kęska i Kamil Kowalski, a Piast strefę spadkową/barażową wyprzedził przed zimą o trzy kroki, chociaż to też nie jest takie oczywiste, ze względu na jeden zaległy mecz ekipy z Bielawy. Znacznie ciekawsze zawody rozgrane zostały w Trzebnicy, gdzie 28 listopada zjawili się piłkarze z Mirska. Mecz nieźle układał się dla gości, którym w 35. minucie prowadzenie dał Daniel Becker, a w dodatku Polonia mecz kończyła w dziewiątkę, co było efektem dwóch czerwonych kartek. Mimo tych przeciwności, gospodarze zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę – na kwadrans przed końcowym gwizdkiem arbitra z rzutu karnego wyrównał Krzysztof Ulatowski, natomiast już w doliczonym czasie gry ten sam zawodnik w takim sam sposób ustalił wynik na 2:1 dla Trzebnicy, która i tak zimę spędzi w ciemniejszej części tabeli.
Ciekawie i emocjonująco było też w Głogowie, gdzie zameldowali się gracze z Jeżowa Sudeckiego. Po około dwóch kwadransach gry bramki Kobieli i Kocota zmieniły wynik na 1:1, a kilka minut przed przerwą na 1:2 dla Lotnika trafił niezawodny Damian Górgul. Kwadrans przed końcowym gwizdkiem arbitra wyrównał Michał Bednarski, w 85. minucie na 3:2 strzelił Jarosław Helwig... ale w doliczonym czasie gry wynik na 3:3 ustalił Maciej Suchanecki.
KLASA OKRĘGOWA
Kto by pomyślał? Przed meczem Chwalibożyc z Wołowem można było ścigać się w obstawianiu ilości bramek strzelonych ostatniej ekipie ligi przez gości. Można było zastanawiać się, czy Kamil Ramiączek ustrzeli hat-tricka i dobije do dwudziestu strzelonych goli i czy zwycięstwo MKP pozwoli rewelacyjnemu beniaminkowi na przeskoczenie Łowęcic i zgarnięcie tytułu mistrza jesieni. Takie rozmyślania towarzyszyły kibicom zapewne jeszcze około 60. minuty spotkania, gdy po dwóch trafieniach Kamila Ramiączka (druga bramka z rzutu karnego) Wołów prowadził na boisku Burzy 0:2. Problemy niedawnego lidera rozpoczęły się około 70. minuty, gdy do siatki trafił Karol Nikodem, zdobywając gola kontaktowego, a ich ciąg dalszy miał miejsce kilka chwil później, ponieważ z rzutu karnego wyrównał Piotr Słonina. Kibice gości mogli być w szoku w okolicy 85. minuty, gdy ich bramkarza pokonał Artur Gancarczyk, a w jeszcze większym szoku byli po końcowym gwizdku, ponieważ zwycięstwo Burzy 3:2 stało się faktem! Mamy więc niespodziankę sporych rozmiarów na koniec jesieni, ale Chwalibożyce lubią w ten sposób zaskakiwać – to właśnie Burza wiosną wygrała 0:1 na terenie Oleśnicy... grając cały mecze w dziesiątkę. Niespodzianki to jedno, a tabela to drugie – gospodarze wciąż są na ostatnim miejscu we wrocławskiej Okręgówce, ale te trzy punkty zdecydowanie poprawiają ich pozycję wyjściową do walki o utrzymanie wiosną 2016. Mają natomiast czego żałować gracze z Wołowa...
... ponieważ remis wystarczył im do spędzenia zimy na pierwszym miejscu. Zjednoczeni na swoim terenie walczyli z bardzo regularnie punktującym ostatnio Bierutowem i po kwadransie gry gościom prowadzenie dał Sebastian Ćwiek. Chwilę później wyrównał Tomasz Kotwicki i wynik 1:1 utrzymywał się przez około godzinę. Z drugiego gola cieszyli się kibice Widawy, a radość ta spowodowana była trafieniem Michała Rusieckiego w 80. minucie, który kilka chwil później opuścił boisko z powodu czerwonej kartki. Więcej już w protokole meczowym zmian nie było, goście wygrali 1:2, co jest ich czwartym zwycięstwem z rzędu, natomiast reprezentacja Łowęcic przegrała drugi z rzędu mecz u siebie, ale dzięki wygranej Burzy z Wołowem i tak Zjednoczeni zostają mistrzem jesieni.
Spełnia się życzenie postronnych (a może nie tylko postronnych) obserwatorów wrocławskiej Klasy Okręgowej, którzy chcieli mieć wreszcie ciekawą batalię o mistrzostwo. I mają, ponieważ między miejscem pierwszym a szóstym są tylko cztery oczka różnicy, więc gra o tron wiosną zapowiada się wyśmienicie. Takie różnice punktowe są m.in. wynikiem rozstrzygnięcia konfrontacji Strzelina z Sadowicami, a raczej braku rozstrzygnięcia, ponieważ mecz nie wyłonił zwycięzcy. Pierwszego gola zawodów zdobył po około kwadransie gry Kamil Baś, co oznaczało 0:1 dla Orła i przy takim wyniku piłkarze udali się na odpoczynek. Po zmianie stron kibice zobaczyli też tylko jednego gola, zdobył go z rzutu karnego Rafał Sukiennik i jak się później okazało, trafieniem tym ustalił końcowy rezultat spotkania na 1:1. Remisem zakończyło się również spotkanie Łoziny z Bumerangiem, czyli dwóch ekip walczących o pozostanie we wrocławskiej Okręgówce. Wszystkie bramki padły w pierwszej połowie, a trochę ich było. Dwa razy prowadzenie obejmowała Łozina, po golach Jarosława Kotwickiego i Tomasza Dejnegki, ale bramki Sławomira Domańskiego oraz Macieja Bogackiego dwukrotnie doprowadzały do wyrównania. Po zmianie stron do protokołu wpisał się jeszcze Marcin Mróz, ale nie bramką, lecz czerwoną kartką, wynik nie uległ już zmianie i do tabeli z wynikami wpisujemy 2:2. Łozina kończy jesień na trzecim miejscu od końca, co jest jedną z większych niespodzianek nie tylko w Okręgówce, ale ogólnie w strefie wrocławskiej, a szczególnie zaskakująca jest postawa defensywy KSu, która przecież w poprzedniej edycji rozgrywek należała do najściślejszej czołówki. Wrocławianie natomiast zanotowali całkiem niezłą końcówkę jesieni, w czterech listopadowych meczach ani razu nie przegrali, ale do pozostania w lidze prawdopodobnie czeka ich jeszcze długa droga.
Wymienione powyżej remisy nie były wielkimi niespodziankami, ponieważ statystyki wskazywały ze sporym prawdopodobieństwem na takie właśnie rozstrzygnięcia. Zaskoczeniem nie jest również wygrana Goszcza na boisku „Wrati”, chociaż wrocławianom trzeba oddać, że to oni pierwsi objęli prowadzenie, po bramce Marcin Lachowicza. Przed przerwą wyrównał jednak Dawid Fajkowski, a na decydujące trafienie kibice poczekali do końcowych chwil spotkania, gdy celnym strzałem z rzutu wolnego wynik na 1:2 ustalił Łukasz Nowak. O ile sytuacja „Wrati” od dawna jest zła i taką pozostaje, to ekipa z Goszcza ma się znacznie lepiej niż na początku sezonu. Od początku października (czyli w ostatnich ośmiu meczach) Wiwa przegrała tylko w Sadowicach, zremisowała z Chwalibożycami, a pozostałe sześć spotkań wygrała, co wywindowało ją na trzecie miejsce w lidze, ze stratą tylko dwóch oczek do lidera z Łowęcic.
Na koniec zostało spotkanie, którego boiskowe wydarzenia zostały przyćmione przez skandal, jaki stał się faktem po ostatnim gwizdku, ale po kolei. Do Marcinkowic (właściwie to do Oławy, gdzie Sokół gra w roli gospodarza) wpadli w niedzielę piłkarze z Brożca, co oznaczało starcie dwóch ekip uciekających przed ciemniejszą częścią tabeli. W pierwszej połowie, tuż przed jej końcem, do siatki gospodarzy trafił Piotr Dubaniowski, dając prowadzenie gościom, lecz należy wspomnieć, że na początku spotkania LKS uratowała poprzeczka, po strzale Piotra Walczaka. Po zmianie stron kibice zobaczyli dwa gole, ale musieli na nie trochę poczekać, ponieważ do wyrównania doprowadził dopiero około 80. minuty Igor Janiuk. Nie było to jednak ostanie słowo Sokoła – w 90. minucie do rzutu wolnego podszedł Mateusz Szponar i celnym strzałem zapewnił Marcinkowicom zwycięstwo 2:1, dzięki czemu Sokół znalazł się poza bezpośrednim zasięgiem granicy spadku. To jednak nie był koniec ciekawostek – wezwana została policja, ponieważ było podejrzenie, że arbiter główny zawodów może być nie do końca trzeźwy i podejrzenie to potwierdził alkomat. Takim skandalikiem zakończyła się więc runda jesienna we wrocławskiej Okręgówce, która niebawem zostanie na pewno podsumowana...
... tylko te wszystkie wyliczenia statystyczne popsuli Czarni, ponieważ Kondratowice oraz Jelcz-Laskowice mają jeden mecz rozegrany mniej, przez co dla wszystkich zespołów (żeby było sprawiedliwie) trzeba będzie liczyć średnią bramek, średnią punktów i średnią wszystkiego. Z powodu warunków atmosferycznych ich sobotni mecz nie doszedł do skutku i zapewne rozegrany zostanie przed startem rundy wiosennej.
Marcin Zwierzyński
30-11-2015
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie