Reklama

Porwana do domu publicznego. Miała wyjechać do pracy w Niemczech

30/06/2016 09:21

Skusiły ją wysokie zarobki. Miała uczciwie pracować, zarobić pieniądze, aby spłacić długi. Jednak zamiast rozpocząć nowe, lepsze życie, przeżyła najgorsze chwile. Intratna oferta pracy w Niemczech okazała się olbrzymią pułapką.

"Udało mi się ukraść telefon, nie mam jak uciec. Okna mają kraty i są zamalowane na czerwono, że nic nie widzę. Nie wiem, gdzie są moje dokumenty, trzymają mnie pod kluczem. Boje się tak bardzo, a chcę do domu", taki dramatyczny SMS z prośbą o pomoc otrzymała rodzina dziewczyny, która wyjechała do pracy do Niemiec. Zrozpaczeni bliscy, bojąc się o jej życie, zgłosili zaginięcie na policję. Rodzina skontaktowała się też z naszą redakcją. Pojechaliśmy porozmawiać z nimi i sprawdzić, co mogło się wydarzyć. Na prośbę rodziny i dla ich bezpieczeństwa ukryliśmy ich tożsamość.


- Dzwoniła trzy razy. Po godz. 19, że jest już na miejscu i są inne też dziewczyny, które przyjechały do pracy. Koło 21 dostaliśmy SMS-a, że ona się boi, bo zabrali jej dokumenty, ubrania, wszystko i trzymają ją pod kluczem. I od tamtej pory nie mamy z nią kontaktu - opowiada siostra zaginionej dziewczyny. Nieoczekiwanie zaginiona przysłała kolejnego SMS-a.


Wspólnie z siostrą dziewczyny pojechaliśmy na komendę do Zielonej Góry, żeby poinformować, że porwana nawiązała kontakt. Rodzina podejrzewa, że dziewczyna jest więziona w domu publicznym na terenie Goerlitz, miasta przy granicy polsko-niemieckiej. To tam miała pracować jako sprzątaczka. Kobieta była bezrobotna, miała problemy finansowe, dzięki dobrym zarobkom spłaciłaby dług i zaczęła lepsze życie.


- Obiecali jej cztery tysiące złotych tygodniowo. To mi się od razu wydało podejrzane. Tym bardziej, że mówiła, że wszystko jest zapewnione. Żywność, hotel czy mieszkanie służbowe - mówi siostra pokrzywdzonej.


Cały czas czekaliśmy na jakiekolwiek informacje ze strony policji. Po kilku godzinach wyszedł funkcjonariusz, który miał nowe wiadomości.


- Siostra jest w niemieckiej policji, została odnaleziona. Myślałam, że już więcej jej nie zobaczymy - mówi kobieta.


Kolejnego dnia dziewczyna wróciła do domu. Opowiedziała nam swoją dramatyczną historię.


- Dałam ofertę, że poszukuję pracy na terenie Niemiec. Dostałam odpowiedź po jednym dniu, wieczorem. Ile mam lat, jak wyglądam, skąd jestem, kiedy bym mogła przyjechać. Opisałam się i zapytałam, jaka to jest praca. Powiedzieli, że sprzątanie i pomaganie w barze. Pojechałam. Wysiadłam w Zgorzelcu. Zadzwonił do mnie telefon, czy przyjechałam pociągiem. Powiedziałam, że tak - opowiada ofiara porwania.


Na dziewczynę czekała Polka, która oferowała pracę. Na dworcu w Zgorzelcu wsiadły razem do taksówki. Przejechały przez granicę polsko-niemiecką do miasta Goerlitz. Dziewczyna twierdzi, że dostała napój z środkami odurzającymi, po wypiciu którego zaczęła gorzej widzieć i tracić orientację.


- Pamiętam tylko urywki. Dojechaliśmy do jakiegoś mieszkania. Weszliśmy do środka. Powiedziała, że zejdziemy na razie na dół, bo coś mi chce pokazać. Tam otworzyła drzwi i po prostu mnie wepchnęła. W środku był tylko materac, krzesło i wiaderko. Kazali mi wykonać telefon. Miałam postawiony nóż przy gardle. Miałam powiedzieć, że jest wszystko dobrze, że jestem na grillu, że mają się nie martwić, że są fajne dziewczyny, że jutro idę do pracy - opowiada dziewczyna.


Kobiecie zabrano dokumenty, ale porywacze przeoczyli, że ukryła telefon. Dzięki temu skontaktowała się z rodziną. To był dla niej jedyny ratunek, że ktoś zorganizuje pomoc, bo nie było szans na ucieczkę. Mijała kolejna doba, a ona nie dostawała nic do jedzenia.


- Przyszła jakaś kobieta w masce, z mężczyzną. Twarz miał zamaskowaną, ale był bardzo potężny. Zaczęli coś do mnie mówić po niemiecku. Powiedziałam, że nic nie rozumiem. Posadzili mnie na krzesło, związali z tyłu ręce. Założyła mi opaskę na oczy. Rozerwała bluzkę i czymś mnie uderzyła. Za pierwszym razem, jak na siłę mnie zgwałcił, to oni po prostu wyszli i mnie zostawili. Płakałam. Nie byłam w stanie nawet się ubrać. Minęła godzina, przyszedł on, ten sam, co był w masce. I sam przyszedł i zrobił to drugi raz - opowiada ofiara porwania.


Po trzech dniach zapakowano ją do samochodu. Miała zakrytą twarz. Po kilkunastu przejechanych kilometrach ktoś otworzył drzwi i ją wyrzucił. Biegła przed siebie, do najbliższej ulicy, gdzie znaleźli ją niemieccy policjanci. Zawieźli kobietę do szpitala, przesłuchali i przekazali na granicy polskim funkcjonariuszom w Zgorzelcu. Była druga w nocy. Zgorzeleccy policjanci sprawdzili, że dziewczyna widnieje w rejestrze jako zaginiona, ale zamiast zorganizować pomoc czy transport do domu oddalonego o 200 km, zostawili ją na stacji paliw - zmęczoną, głodną i wystraszoną.


- Chodziłam po Zgorzelcu, nie było mnie stać na hotel. Miałam przy sobie 20 złotych. Byłam strasznie głodna. Nie miałam ani picia, ani jedzenia. Siedziałam na ławce do godziny 13:24, aż w końcu wsiadłam w pociąg. W domu byłam dopiero na drugi dzień o godzinie 18. To jest dla mnie niepojęte, że tyle przeszłam, a oni mnie po prostu zostawili jak psa. Nie zainteresowali się, że jest noc, że boję się, że te osoby mogą mnie śledzić, żeby znowu coś się nie stało - opowiada kobieta.


Porzucenie zgwałconej dziewczyny przez policję chcieliśmy wyjaśnić w rozmowie z rzecznikiem policji w Zgorzelcu. Po 40 minutach oczekiwania rzecznik zadzwonił do recepcji. Przez telefon odmówił spotkania. Zachowania policjantów nie skomentował.


Zwróciliśmy się do Komendy Głównej Policji z prośbą o komentarz. Zapytaliśmy, jakie procedury obowiązują funkcjonariuszy wobec ofiar uprowadzeń. Dlaczego, wbrew standardom, pokrzywdzonej nie zapewniono bezpieczeństwa i pomocy? Nasze pytania pozostały bez odpowiedzi. Komenda Główna Policji odmówiła rozmowy. Usłyszeliśmy, że wypowiadać się może tylko prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie uprowadzenia kobiety. Nikt nie odniósł się do zachowania policjantów.


- Ta historia wygląda na przypadek handlu ludźmi. Najprawdopodobniej celem było komercyjne wykorzystanie seksualne, czyli czerpanie zysku z jej aktywności seksualnej. Policja jest od tego, żeby każdemu obywatelowi zapewnić bezpieczeństwo. W tym przypadku szczególnie, bo mamy do czynienia z osobą pokrzywdzoną przestępstwem - mówi Irena Dawid-Olczyk z Fundacji La Strada.


Organizacja już zaopiekowała się dziewczyną. Zaoferowała wsparcie i pomoc psychologiczną, której do tej pory nikt nie zaproponował.


O historii powiadomiliśmy Rzecznika Praw Obywatelskich, który obiecał przyjrzeć się pracy policjantów. Niemieccy funkcjonariusze prowadzą śledztwo w sprawie uprowadzenia kobiety, ale na tym etapie, dla dobra postępowania, nie udzielają żadnych informacji. Czy i kiedy zostaną złapani sprawcy oraz jaki był ich udział i rola w handlu kobietami? Na razie to pytanie pozostaje bez odpowiedzi także dla polskich organów ścigania.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    jassica - niezalogowany 2016-07-03 02:22:35

    Na pewno trzeba najpierw zająć się.korupcja policji. A po dwa jak Jedziesz gdzieś to sprawdź za granicą adres najpierw i skonsultuj się z policją zagraniczną oni myślę że się nie.boją siatki zajmujacej się chandlem ludźmi

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    pls - niezalogowany 2016-07-02 20:19:01

    inhaltlich bin ich komplett bei Magda... an der Rechtschreibung muss sie noch arbeiten :) ... zeby nie bylo ze nie wiem o czym pisze :) a hejterom i osobom szukajacym dziury w caly "mowie": "always looks on the bright side of life"

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    e_ra - niezalogowany 2016-07-02 18:03:42

    Na zachodzie, droga Magdaleno, na zachodzie! Ja już znam takie mądre i inteligentne jak Ty, o jednej już pisałam na blogu. Błędów tu u Ciebie dużo jak na zdolną i inteligentną... Tamte też były zdolne i już się "komunikowały", bo jedna już trzeci raz była w Niemczech, druga też chyba coś koło tego... Pani wybaczy...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    marcin - niezalogowany 2016-07-02 16:43:10

    magdalena ale jestes madra

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Magdalenaa - niezalogowany 2016-06-30 18:44:10

    Polacy nic nie znacza na wschodzie? Przyjechalam tu z posrednictwem pracy zeby w ogole dostac sie do Niemiec. Po krotkim czasie nauczylam sie komunikowac i w niemieckiej firmie przyjeli mnie z otwartymi rekoma do pracy. Po 2 miesiacach pracy dostalam awans i teraz jestem kierowniczla calej zmiany. To nie tak ze Polacy nic nie znacza. DEBILE nie znacza tu nic, a ludzie ZDOLNI i INTELIGENTNI jak ja znacza wiele.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    retrospektywy - niezalogowany 2016-06-30 12:28:01

    Przeciez polak polaka jest wstanie sprzedac

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Aha - niezalogowany 2016-06-30 10:19:27

    Polacy nic nie znaczą na zachodzie . Zróbcie z tego aferę bo inaczej zamiotą to pod dywan

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo 24wroclaw.pl




Reklama
Wróć do