
Zgorzelec : Czternastoletni Michał najpierw oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił, a potem wyskoczył z okna! - To był potworny widok. Biegnąc chłopiec bardzo mocno wymachiwał dłońmi, bo ogień zajmował mu już twarz - opowiada nam kobieta, która była świadkiem tego dramatu. Dzięki przypadkowym przechodniom, którzy rzucili się, by gasić płonące ciało, chłopiec przeżył. - Grozi mi poprawczak - powiedział tylko Michał, kiedy przyjechało pogotowie.
Dramat rozegrał się w mieszkaniu rodziny chłopca. - To był potworny widok - pani Daria do dziś nie może dojść do siebie. - Usłyszałem krzyk i zobaczyłem, że coś spada z okna, ale nie wiedziałem co - opowiada nam kolejny świadek. - Chłopiec krzyczał "ratunku, pomocy" i się palił - dodaje mężczyzna. Zszokowani ludzie pobiegli za chłopcem. Mężczyzna wyciągnął z plecaka bluzę, wołał do chłopaka, by się położył, a następnie zaczął gasić płonące ciało. Do momentu przyjazdu karetki chłopak był przytomny. Kiedy pojawiła się ekipa ratownicza mówił tylko: "boli mnie". A na pytanie dlaczego to zrobił, odpowiedzieć miał: "grozi mi poprawczak".
Walczą o jego życie
Michał ma poparzone ponad siedemdziesiąt procent powierzchni ciała i niezwykle głębokie rany. Lekarze wciąż walczą o jego życie. Witold Korycki, dyrektor ds. lecznictwa WS - SPZOZ w Zgorzelcu, podkreśla, że ludzie, którzy zamiast biernie się przyglądać, rzucili się chłopcu na ratunek, dali szansę na uratowanie mu życia. Teraz czternastolatek jest w śpiączce. - Wstrząs oparzeniowy bardzo boli - mówi lekarz. I przyznaje, że sprawę przeżyła też bardzo ekipa pogotowia ratunkowego. - Dla chłopaków to olbrzymia trauma - mówi Korycki.
Ludzie, dzięki którym chłopak wciąż ma szanse na życie, nie znali go przed tamtym dramatycznym wydarzeniem. Michał ze swoją matką dopiero miesiąc wcześniej przeprowadził się do mieszkania jej partnera. Nastolatek nie miał żadnych kolegów, nikt go tutaj znał.
Matka chłopaka codziennie dojeżdża do pracy do Czech. Jego ojciec pracuje za granicą. Michał ma dorosłego barta i siostrę.
Dawni sąsiedzi twierdzą, że to zwykła rodzina, a Michał to bardzo spokojny chłopak, który nie stwarzał żadnych problemów. - Normalny chłopak! Nie żaden tam "wybrykowy". Chodził do szkoły, grał w piłkę. Żadnych awantur tu nie było. Absolutnie - opowiadają naszej reporterce. Podkreślają jedynie, że był małomówny.
"Taki zagubiony był"
Dawni sąsiedzi nie wiedzą jednak, że od jakiegoś czasu Michał stwarzał problemy wychowawcze i w czerwcu stanął przed sądem rodzinnym za przemoc. Chłopcu przydzielono też kuratora, który spotkał się z nim po raz pierwszy kilka tygodni temu, a w ostatni piątek został wezwany w sprawie swojego podopiecznego do szkoły. Michał pobił kolegę za to, że ten nazwał go "żulem".
Czy doszło do poważnej rozmowy? Czy ktoś straszył chłopaka skierowaniem do ośrodka poprawczego? - Na pewno nie! - przekonuje kierownik Kuratorskiej Służby Sądowej w Zgorzelcu, Tomasz Kącki.
Dyrektor szkoły nie chciał z nami rozmawiać. Od uczniów słyszymy, że Michał żalił się i szukał pomocy. - Ale każdy się z tego nabijał, co nie? No, on taki zagubiony był - mówią nastolatki.
Michał śmigłowcem został przewieziony do specjalistycznego szpitala w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie lekarze wciąż walczą o jego życie, jego stan jest nadal bardzo ciężki.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Smutne jest to kiedy widząc, i słysząc o tym że młodzi ludzie ( a zwłaszcza nastolatkowie ) mające różne problemy kończą ze sobą w taki, albo inny sposób. Faktem jest to że boli mnie to kiedy ktoś w tak w młodym wieku kończy ze sobą, prawda jest to że ja byłem i jestem za takimi ludźmi jak ten 14 latek. I jedno chcę podkreślić że tacy ludzie potrzebują różnego wsparcia by w ten sposób ci młodzi ludzie wiedzieli że są kochani. Dlatego musiałem napisać o tym bo bardzo mi jest szkoda takich właśnie ludzi, którzy po prostu są w porządku...