
W centrum Wrocławia odbył się strajk klimatyczny. Udział wzięło w nim kilkadziesiąt osób, które na znak protestu przeciw wymieraniu kolejnych gatunków zwierząt położyły się na ziemi.
Ten gest miał pokazać, że ludzkość również stoi na granicy wymarcia. Według raportów, na które powołują się organizatorzy, naszej cywilizacji pozostało zaledwie 31 lat.
– Trwa szóste, największe w historii świata, masowe wymieranie gatunków. Te wymierają każdego dnia. Od 1960 roku wymarło ponad 60 proc. zwierząt w wyniku naszej działalność, a w atmosferze jest 14 miliardów ton dwutlenku węgla – powiedział Robert Rient, organizator protestu.
– Spotykamy się tutaj, żeby protestować przeciwko masowemu wymieraniu, które dotyczy również nas jako ludzi, ponieważ to, że wymrą pszczoły, to że dwutlenek węgla będzie namnażał się w atmosferze, zaszkodzi również nam – dodał.
Protestujący podkreślali, że chcą przede wszystkim zwrócić uwagę na problem.
– Chcielibyśmy, żeby społeczeństwo zobaczyło jaki jest problem z wymierającymi gatunkami i z tym, że klimat się zmienia i pewnie rzeczy nie wrócą, pewne rzeczy zostaną bezpowrotnie stracone. Nie jesteśmy w stanie przywrócić gatunków, tych które zniknęły. Już dużo gatunków zniknęło i to się będzie dalej działo – stwierdził jeden z demonstrantów.
Strajk klimatyczny we Wrocławiu
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie